Od autorki: Witam! Dziękuję za cztery cenne komentarze pod prologiem! :) I oto mamy pierwszy rozdział! :D Liczę, że się spodoba! ŁADNIE PROSZĘ O OPINIE, BO ONE MOTYWUJĄ. Kocham.
Vicky. xxx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Telefon zawibrował na szafce nocnej, a po chwili w
dotąd cichym pokoju rozdźwięczała głośna melodia.
Jęknęłam cicho, po omacku wyszukując urządzenia i powstrzymując
w sobie chęć rzucenia nim o ścianę. Zamiast tego kliknęłam byle jaki przycisk i
przycisnęłam słuchawkę do ucha.
- Witaaaaaaaaaaaam! – rozdźwięczał głos mojej
najlepszej przyjaciółki – Bethany – sprawiający, że miałam ochotę ją udusić.
Resztki snu spełzały donikąd, a ja raptownie usiadłam na łóżku.
- Bethany! – warknęłam najzimniej jak potrafiłam,
zrzucając kołdrę na podłogę. – Wiesz która jest godzina?!
Chwila ciszy sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać czy
moja przyjaciółka wciąż jest na linii.
- Jest… siódma pięć. – odpowiedziała tym swoim
melodyjnym głosikiem od którego niemal pękały mi bębenki. – I dzwonię w pewnej
sprawie…
- Mam ogromną nadzieję, że to wyjątkowo poważna sprawa.
– odwarknęłam, przerywając jej. Rozmasowałam skronie, czując pulsujący ból.
Przez zasunięte żaluzje przebijało się lekko słońce,
które sprawiało że wszelkie komplikacje uciekły gdzieś w siną dal.
Westchnęłam cicho, czekając na rewelacje mojej
przyjaciółki.
- Poważna sprawa. – z jej gardła wydobył się śmiech,
który jeszcze bardziej rozdrażnił moje wyjątkowo wrażliwe bębenki. – Koteczku
mój, dzwonię, bo mam miano twojej przyjaciółki i pragnę Ci tylko przypomnieć że
zaczynamy dzisiaj pracę w piekarni. W końcu tak zaplanowałyśmy sobie wakacje,
tak? Pamiętasz? Uzbieramy na podróż marzeń?
Cholera.
Teraz całkowicie obudzona, wstałam jak poparzona,
czując lekkie zawroty głowy. Jak mogłam zapomnieć o naszych planach? O tym że
dzisiaj mam pierwszy dzień w pracy i powinnam zrobić jak najlepsze wrażenie?
Wciąż przyciskając telefon do ucha, wybiegłam z pokoju,
potykając się jednocześnie o dywan.
- Cholera! – warknęłam, rozmasowując w biegu obolałą
stopę.
- Mam rozumieć, że nagle Cię olśniło? – niemal
widziałam jak na jej usta wpływa zwycięski uśmiech. – Podjadę przed ósmą i nie
każ mi czekać. Trzymaj się, misiu!
- Pa, kotku! – rzuciłam, rozłączając się i zamykając
drzwi do łazienki.
Pospiesznie zrzuciłam z siebie krótkie spodenki i
koszulkę na ramiączkach – inaczej: moją wakacyjną pidżamkę – i weszłam pod
strumień ciepłej wody.
Patrzyłam jak kropelki wody spływają po moim nagim
ciele, a para unosi się do góry.
Poranna toaleta – zaliczona. Rozczesałam pospiesznie
włosy, upinając je w wysoki kucyk. Następnie wyszłam na korytarz i wróciłam do
swojego pokoju.
Otworzyłam szafę i chwilę stałam.
Jak się ubrać? Wiedziałam, że na dworze jest ciepło.
Ale miało być bardziej elegancko czy na luzie?
Zagryzłam wargę i rzuciłam szybkie spojrzenie na zegar.
7:35.
Pospiesznie wygrzebałam krótkie, dżinsowe spodenki i
białą koszulę. Wyciągnąwszy z szufladki świeżą bieliznę, ubrałam się i zbiegłam
na dół.
Wszyscy domownicy byli pogrążeni jeszcze we śnie.
Wyciągnęłam z szafki zbożowego batonika, którego zjadłam. Następnie wypiłam
połowę szklanki z wodą i zadowolona, że się wyrobiłam poszłam ubrać trampki.
Bethany podjechała pięć minut później, a na jej twarzy
wymalowało się zaskoczenie. Zajęłam miejsce i zapięłam pas.
- Hej! – powiedziałam melodyjnym głosem, uśmiechając
się do niej.
- W o w! Nie spodziewałam się, że się wyrobisz.
- Wiem. – pokazałam jej język, podgłaszając radio. –
Ruszaj!
~*~
Byłyśmy na miejscu punktualnie co bardzo ucieszyło
szefa – pana Edwarda Tymona. Był to przemiły staruszek, którego wraz z Beth
znałyśmy od małego.
W piekarni pachniało świeżutkimi rogalikami, które
dopiero przywieziono. Słońce przebijało się przez karmelowe rolety, a w
powietrzu unosiły się drobinki kurzu.
- Właśnie mówiłem Harry’emu, że będzie miał koleżanki –
dobiegł mnie głos pana Edwarda. Zaśmiał się radośnie, puszczając mi oko.
Zmarszczyłam czoło, wyraźnie zbita z tropu.
- Komu? – zapytałam, przystając w miejscu.
Moja przyjaciółka i staruszek jednak zignorowali moje
pytanie i ruszyli na zaplecze.
Postanowiłam że nie pójdę za nimi tylko usiądę sobie na
pobliskim krześle. Zagryzając wargę, zaczęłam przyglądać się obrazowi, który
wisiał naprzeciwko.
Przedstawiał góry, jasne słońce, kłębiaste chmury i
latające ptaki.
- Piękny obraz, co?
Usłyszałam za sobą zachrypnięty głos.
Podskoczyłam, odwracając się.
Za mną stał chłopak w mniej-więcej moim wieku, z uśmiechem
na wargach. Miał dołeczki w policzkach, burzę ciemnych loków i jasną karnację. I te niesamowicie zielone oczy, które
przyciągały… niemal hipnotyzowały.
Uniosłam pytająco brwi.
- Tak, bardzo piękny – wymamrotałam, czując dziwnie
oblewające mnie zewsząd ciepło.
Cholera, co jest?!
Chłopak chrząknął, nie rozstając się z uśmiechem.
- Jestem Harry, a ty zapewne jesteś Vanessa. Zgadza
się?
Jego głos był niezwykle pociągający; w szczególności ta
chrypka. Byłam lekko oszołomiona dlatego zamiast od razu odpowiedzieć
wpatrywałam się w niego, zagryzając wargę.
Musiało go to rozbawiać ponieważ z jego gardła wydobył
się radosny śmiech od którego niemal coś przewróciło mi się w żołądku.
- Tak, jestem Vanessa. – odpowiedziałam dopiero po
chwili, ale lepsze to niż nic.
Właśnie w tej samej chwili z zaplecza wróciła moja
przyjaciółka i mój ukochany staruszek.
Widziałam nagłe zainteresowanie Beth nowym chłopakiem
ponieważ natychmiast zamknęła swoją buzię, i z iskierkami w oczach patrzyła na
niejakiego Harry’ego.
- O, jesteś Harry! – krzyknął uradowany pan Edward,
podchodząc do chłopaka i klepiąc go przyjacielsko po plecach. – Miło, że
wpadłeś. No więc, dziewczynki, Harry będzie was wspierał i obserwował. A potem
pod koniec zda mi relacje i dowiem się jak wam poszło.
Staruszek uśmiechnął się do nas, a następnie pomachał i
wyszedł z piekarni, pozostawiając nas w pełnej napięcia i krępacji ciszy.
- No to do roboty – powiedział chłopak w lokach,
posyłając nam uśmiech. – Tam są fartuszki i za ladę, dziewczynki!
- Nie mów tak do nas. – warknęłam do niego.
- Dlaczego? – zapytała Beth, rozpuszczając włosy. –
Jesteśmy dziewczynkami. Wrzuć na luz, Van.
Wzniosłam oczy do nieba, puszczając dwóch ‘’debili’’
przodem.
~*~
Tuż przed dziewiątą pojawili się pierwsi klienci. Na
początku obsługiwała Beth, a Harry stał obok niej, obserwował i ewentualnie
dodawał coś od siebie. Ja tymczasem układałam świeże babeczki na wystawie i
starałam się ignorować to jak moja ukochana przyjaciółka kleiła się do
lokowanego chłopaka.
Po przerwie przyszedł czas na mnie. W tym czasie Beth zaoferowała
się pozamiatać na zapleczu.
- Witaj znowu – szepnął Harold, niemal muskając swoimi
wargami moje ucho.
Zadrżałam, czując jak milion pajączków pełza po mojej
skórze.
- Cześć – szepnęłam, starając się pozbyć wielkiej guli
w gardle.
Zaczęłam strzepywać z blatu niewidzialne okruszki,
chcąc jakoś ukryć zdenerwowanie jego obecnością. Stał na tyle blisko, że
doskonale udało mi się wyczuć jego perfumy – męskie, kuszące, ale też nie za
mocne.
Rozdźwięczał radosny dzwoneczek, ogłaszający, że
przyszedł klient.
A tym klientem okazała się Felicja. Podła Felicja,
która była moim wrogiem. Której nie powinno tutaj być.
Natychmiastowo zadrżałam z nerwów, czując oblewające
mnie zewsząd siódme poty.
Dlaczego ona?
Jakby tego było mało czujny wzrok Harry’ego kontrolował
mój każdy – nawet najdrobniejszy – ruch.
Jej blond włosy jak zwykle były perfekcyjnie
wyprostowane i ułożone. Twarz pokryta pudrem, długie rzęsy i te białe zęby.
Dzisiaj nawet zdecydowała się na czerwoną szminkę.
No i ten strój… Krótka spódniczka (pewnie jak się
schylała to każdy mógł podziwiać jej majtki… o ile w ogóle je zechciała jeszcze
nosić) i bluzeczka na ramiączkach (tak, obcisła). Wspomniałam o wypchanym
biustonoszu? Nie? No to już wiecie.
Zerknęłam na lokowanego, bo a) chciałam sprawdzić czy
podobnie jak wszyscy inni chłopacy będzie się ślinił, nie mogąc spuścić z niej
wzroki, b) bo chciałam uniknąć jej wścibskiego niemal wyśmiewającego się ze
mnie wzroku.
O dziwo, Harry nie zainteresował się nową klientką.
Patrzył na mnie, a na jego wargach czaił się pogodny uśmiech. Jego wzrok był
ciepły i zachęcał mnie, niemal mówił: Dasz
sobie radę. Ignoruj ją.
Poczułam przypływ odwagi i nagle ciężar, który ciążył
mi na barkach spadł. Zniknął bez śladu.
Wysiliłam się na pogodny uśmiech i zwróciłam twarz w
stronę mojego największego wroga.
- Och, Vanesso – udawała zaskoczoną, mrugając tymi
swoimi długimi rzęsami. – Ty? Tutaj?
- Tak, ja. – odpowiedziałam nieco cicho, modląc się w
duchu by mnie usłyszała. – Co podać? Rogaliki? Bułeczki?
Zaśmiała się szyderczo, opierając o blat (tak, wypięła
tyłek).
- A co proponujesz? - zakręciła sobie pojedynczy kosmyk
włosów na palec. – Może… pączka?
- Pączka? – wybełkotałam. – Z cukrem pudrem?
- Jasne, mój ty… pączusiu.
- Nie nazywaj mnie tak. – poprosiłam, czując oblewające
mnie zewsząd ciepło. ‘’Nie upokorz mnie. Błagam. Weź tego cholernego pączka i
nie rób tego. Nie tutaj. Proszę’’. Czułam jak serce wali mi z szybką
prędkością. Chciałabym to wszystko zatrzymać, ale nie byłam w stanie.
Czas mijał, a ja połknąwszy wielką gulę w gardle,
zapakowałam pączka do torebki i podałam go Felicji.
- Ile płacę? – zapytała, przenosząc zainteresowany
wzrok na Harry’ego, który właśnie stukał w klawiaturę na kasie. – No chyba że
zaoszczędzisz mi tego jednego pączusia i no wiesz… darmocha.
- Ani mi się śni. – odparłam natychmiast, zauważając
jak zielone oczy obserwują mnie. Czułam się przez to jeszcze gorzej. – Musisz
za to zapłacić, Felicjo. Jak każdy inny klient.
- No weź, przyjaciółeczko! – krzyknęła tamta
rozbawiona, niespodziewanie łapiąc chłopaka dłoń. – A ty? Powiedz jej że
przyjaciółce powinno się dać pierwszą wizytę w jej nowej pracy za darmo.
- Nie jesteś jej przyjaciółką – odparł spokojnie w
odpowiedzi, wyplątując swoją dłoń z jej silnego uścisku. – Płacisz dwa dolary.
W tej samej chwili zadźwięczał dzwonek ogłaszający
przybycie nowego klienta.
- Fel? – spytała przyjaciółka mojego największego
wroga, Caroline. Odgarnęła sobie z twarzy włosy i ściągnęła okulary. – Co tak
długo?
- Wybacz. – szepnęła tamta, posyłając jej
‘’przepraszający’’ uśmiech. – Spotkałam naszą przyjaciółeczkę.
Caroline znieruchomiała, otwierając szerzej buzię.
- Przyja…
- Tak, naszą przyjaciółeczkę. – niemal do niej
warknęła. Pewnie doskonale wiedziała że jakże ‘’mądra’’ Car wypala zaraz że się
nie przyjaźnimy.
Ogarnął mnie lęk. Nie chodziło o to że te puste lalunie
będą mnie teraz upokarzać na całego… Chodziło o to, że czułam się w tej chwili
całkowicie bezbronna. Jeszcze Harry obok… Zagubiona, niemal tonąca w rozpaczy,
potrzebowałam pomocy. Natychmiastowej.
- Ile mówiłeś, przystojniaczku? – uwagę z powrotem
przewrócono na lokowanego, który niewzruszony patrzył na nią zimnym wzrokiem.
- Dwa dolary.
- Aż tyle? – zakryła dłonią usta, udając zaskoczenie.
Wzniosłam oczy do nieba, cierpiąc w duszy nad jej grą
aktorską.
W międzyczasie Caroline podeszła do lady i zrzuciła
pudełeczko z napiwkami dla pracowników. Szkło rozbiło się z hukiem, a monety
poleciały we wszystkie strony.
To był dopiero początek katastrof.
Felicja zaśmiała się szyderczo, a następnie wyrwała mi
z dłoni pączka zapakowanego w papier i rzuciła nim o ścianę. Wyciągnęła tace z
babeczkami, które układałam z dobre dwadzieścia minuty i po prostu rzuciła je
na ziemię, a potem przydeptała.
Harry złapał Caroline za dłoń, ściskając mocno.
- Co wy wyrabiacie, do cholery?
Nie odpowiedziała tylko zaśmiała się podle, niemal
zginając się w pół.
Rzucił mi badawcze spojrzenie, ale szybko uciekłam
wzrokiem.
Na sam koniec Fel podeszła do mnie i trzymając jedno
ciasto z lukrem w dłoni, warknęła ostrym tonem:
- To za to co zrobiłaś mi pod koniec szkoły, fajtłapo.
I nim się obejrzałam wysmarowała mi twarz ciastem, a
przynajmniej chciała. Udało jej się tylko policzek, ponieważ lokowany złapał ją
za ramiona i popchnął do tyłu.
- Obydwie się stąd wynoście. W. Tej. Chwili. –
powiedział na tyle zimno i groźnym głosem, że włoski stanęły mi dęba i sama się
przeraziłam.
Obie piszcząc (a może to był chichot?) wybiegły.
Zapadła niezręczna cisza.
Harry spojrzał w moją stronę, a na jego twarzy nie było
wymalowanych żadnych uczuć.
Powstrzymałam łzy, i wytarłam fartuszkiem ciasto z
policzka.
Zalała mnie fala ogromnej rozpaczy.
Zapowiada się fajnie :) @Izaa133
OdpowiedzUsuńNo! Teraz już się mnie nie pozbędziesz kochana :P
OdpowiedzUsuńOd razu mówię, że będę pisac to co myślę i mam nadzieję,że żadne moje słowo cię nie urazi :)
No więc, kochana, czemu ten rozdział jest taki krótki?! Przyznam szczerze, że na początku trochę mnie nudził, ale co ja tam moge wiedzieć (w zasadzie to dużo, bo jestem królową nudnych i okropnie nie ciekawych rozdzialów ;), ale potem, w tej piekarni, to po prostu mnie wciągnęło i zanim się obejrzałam był już koniec! A tak chciałam, aby to trwało chodź odrobinę dłużej! No cóż, nie można mieć w końcu wszystkiego...
Wyznam też, że czytając końcówkę uruchomiłam trochę moja fantazję i oczyma wyobraźni ujrzałam jak to Harry ściera jej to ciastko z twarzy... Ah... no, ale jak tak teraz myślę, to byłoby to zbyt nachalne, trochę dziwne i nie realistyczne, ale z całą pewnością słodkie :3 Ja i moje marzenia xD
Przyznam też, że nie spodziewałam się takiego wyskoku ze strony Feliji. Myślałam raczej, że poględzi, poględzi i pójdzie, a tu proszę! Ale bardzo dobrze, że tak się stało. Przynajmniej Harry (znowu uruchamia się moja fantazja miał pole do popisu, przy obronie tej pięknej damy, jaką jest Van (tak, skończyłam własnie czytać piąty tom Narnii i jestem nadal w tych klimatach: rycerze, piękne damy, bitwy itd. Swoją drogą wspaniała część! Jeśli lubisz takiego typu historie i jeszcze jej nie czytałaś to z całego serca polecam!) Ale wróćmy do twojego opowiadania...
podsumowując: pierwszy rozdział spełnił moje oczekiwania (wiedz, że poprzednimi blogami, czy imaginami podniosłaś poprzeczkę wysoko)i z niecierpliwością czekam na kolejną dawkę "przygód" Vanessy :)
Buziaczki i dużo weny :***
http://please-help-me-i-love-you.blogspot.com/
http://from-hatred-to-love.blogspot.com/
P.S. poprzedni wygląd bloga chyba bardziej przypadł mi do gustu, ale ostatecznie ten też może być ;D
Wooooooolllw !!!!! *.* keszcze nie czytalam opowiadan o chlopakach "sprzed x factor" bardzo mila odmiana :D kocham twoje opowiadanie, chociaz prolog mnie maksymalnie przerazil o.O byl taki... mroczny i straszny, juz sie balam ze przez cale opowiadanie bedziesz uderzac w mocne tony... na szczescie zaczelas spokojnie i przyjemnie "dla duszy". Kocham Harry-ego w tej uwodzicielskiej, lecz stanowczej odslonie. :D moje przerazenie w tym rozdziale ukazalo sie tylko jak ogarnelam, ze Vanessa, jest ta tajemniza poranioną niewiasta z prologu. (Ale na serio, serce przestalo mi na chwile bic:) ) Ogolnie bardzo mi sie podoba Twoje nowe opowiadanie i nie moge sie doczelac kolejnej czesci :)))))))))))))
OdpowiedzUsuńNa początku muszę ci powiedzieć, że nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że piszesz nowe opowiadanie i nie opuściłaś nas! Normalnie nie mogę opisać mojej radości... :D Od zawsze uwielbiam twój styl pisania takich opowiadań, więc tak samo podoba mi się ta historia, choć jest to dopiero pierwszy rozdział... Gdy czytałam prolog myślałam, że ten blog będzie taki podobny do twojego poprzedniego, cudnego bloga, w którym była mnóstwo fantazji, ale po tym rozdziale sama nie wiem jaki będzie ten - zmyślony, czy taki "naturalny". Ale wiesz co? Nie ważne jaki będzie i tak będzie cudowny! (Wiem to zdanie jest bezsensowne... :/ ) Uwielbiam, gdy autorki przedstawiają Harrego z tej strony... Troskliwej, a zarazem twardej. Ciekawi mnie co jeszcze wydarzy się w tej cukierni i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Kiedy zamierzasz go dodać? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Nialler <3
Jak na początek, który jest zawsze najtrudniejszy bardzo dobrze sobie poradziłaś. Jak dla mnie jest spoko. Myślę, że jeszcze tu zajrzę i czekam na dalsze rozwinięcie akcji :)
OdpowiedzUsuńHej! Chciałam cię serdecznie zaprosić na naszego bloga, którego prowadzą dwie koleżanki. Cieszymy się każdą szczerą opinią dlatego liczymy na ciebie.
Z góry przepraszamy za spam, ale chcemy się jakoś wybić. Pozdrawiamy gorąco i życzymy miłego dnia ♥
http://young-pretty-crazy.blogspot.com/