Od autorki: Witam! 00:41. Mój ostatni
dzień ferii, a ja katuję się ‘’Kiss Me’’ niezawodnego Ed’a i piszę dla was.
Zapewne wkleję ten rozdział o wiele później i moja wiadomość będzie zwykłym,
wyblakłym wspomnieniem z tych cudownych chwil… Ale koniec marudzenia! Przed
wami już trójeczka! Jednak najpierw jak zwykle pragnę wam podziękować! Kiedy
czytam o tym jak bardzo wam się to podoba, jak cudownie potraficie mi słodzić –
ach, mam ochotę was wyściskać wszystkich! KOCHAM. WAS. I nigdy nie przestanę.
Jeszcze raz dziękuję, kochani. A teraz łapcie trójkę i komentujcie! :-)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Może jednak chcesz jeszcze herbaty z
cytryną? – zapytała moja mama Katie, a w jej głosie można było wyczuć troskę.
Zebrała trzy opróżnione niedawno kubki na tacę, i posłała mi badawcze
spojrzenie.
Przewróciłam się na drugi bok, a z
mojego gardła wydobyło się westchnienie. Okryta kocem, nieco obolała i solidnie
opita (wypiłam, kurczę, trzy kubki gorącej herbaty z cytryną!).
- Nie, dziękuję, mamo. Wszystko jest
okej. – wymruczałam w poduszkę, tak naprawdę nie mając siły podnieść głowy by
mama bardziej zrozumiała moje bełkotanie.
- OKEJ?! – ups, chyba nie to miałam
powiedzieć. Trafiłam w tak zwany czuły punkt… No, ale z drugiej strony…
Zacisnęłam powieki, nie chcąc o tym
rozmyślać. Chciałam poprosić mamę by nie mówiła o tym zdarzeniu,
bo… nie chciałam tego słuchać. Nie miałam ochoty powracać do tego co stało się
dzisiejszego dnia…
- Potrzebuję snu. – szepnęłam łamiącym
się głosem, otwierając powieki i przenosząc nieco załzawiony wzrok na mamę. –
Mamo, potrzebuję snu.
- Jasne, kotku. – odparła, uśmiechając
się lekko. Jej złość wyparowała równie szybko jak się pojawiła.
Pogłaskała mnie po głowie, a ja
przez tą jedną, cudowną chwilę poczułam się znowu jak mała dziewczynka. Bez
problemów. Tętniąca szczęściem.
Te czasy odeszły.
Na zawsze.
- Śpij dobrze. Kocham Cię.
- Też Cię kocham. – odpowiedziałam, a
mama zgasiwszy światło, wyszła.
Pokój ogarnął mrok, a ja ponownie
westchnęłam.
Koniecznie musiałam czymś zająć myśli,
by nie zwariować. Wyplątawszy się z koca, podeszłam do okna.
Nie mogłam zasnąć więc postanowiłam
oglądać rozgwieżdżone niebo.
Przytuliwszy do piersi poduszkę,
przekręciłam gałkę.
Rześkie powietrze owinęło się wokół mnie,
wpadając do pokoju. Włosy rozwiały mi się na wszystkie strony.
Czekała mnie długa noc…
~*~
Telefon, którym cisnął przed siebie,
roztrzaskał się na drobne kawałeczki.
Czuł ogarniającą go zewsząd złość. Chęć
niszczenia wszystkiego co popadnie.
Schował twarz w dłoniach, dysząc ciężko.
Jego ciało drżało z nadmiaru emocji. Wciąż trudno było mu się z tym oswoić.
Ludzkie uczucia. Dlaczego te istoty tak łatwo dają się ponieść chwilom? Robią
głupoty, a potem tego żałują. Nie ryzykują, bo się boją. Strach przed wszystkim
co ich otacza. Nie chciał być jednym z nich. Nie chciał tego przeżywać, ale…
nie miał wyjścia.
Sięgnął po szklankę z wodą i upił spory
łyk, odczuwając niejaką ulgę. Jego spragnione gardło tego pragnęło.
- Witam.
Odwrócił się raptownie, całe szczęście
utrzymując szklankę w dłoniach. Dzięki Bogu, nie rozbił jej choć Oliver
wyjątkowo go przestraszył.
- Nie nauczyli cię pukać? – burknął
chłopak, wstając. Odgarnął sobie z twarzy loki, rzucając w stronę mężczyzny
spojrzenie pełne jadu.
Cieszę wypełnił oschły śmiech przez co
zielonooki dostał gęsiej skórki.
- A ciebie nie nauczyli nie rozwalić
telefonów? – zapytał po chwili, kiedy już opanował śmiech. – Dzwoniłem,
pisałem, ale odpowiedzi nie otrzymałem.
Harry odstawił szklankę i prychnął.
- Teraz jesteś poetą?
- To poważna sprawa, Harry. Nie możesz
mnie unikać. Weź się w garść.
Łatwo mówić. Weź się w garść. On nie
miał pojęcia co dzisiaj uczyniłem. Przez co musiałem przechodzić.
- Dalej nie rozumiem czemu powierzyli Ci
to zadanie. Kompletnie nie dorosłeś, żeby wykonywać taką pracę jaką wykonywali
twoi zmarli rodzice.
Zagryzł wargę, starając się patrzeć na
swoje dłonie. Na myśl o rodzicach znów ogarnął go niewyobrażalnie wielki smutek.
Nie mógł się z tym pogodzić. Było mu cholernie ciężko i nikt nie potrafił tego
zrozumieć. Nikt.
- Też tego nie wiem. – wyszeptał,
opanowując głos.
- Co teraz z tobą mam zrobić? – warknął
mężczyzna, nieco ostrym tonem. – Kompletnie wszystko psujesz. Zachowujesz się
jakbyś miał ochotę tylko winić siebie za śmierć rodziców! Jakbyś nie mógł się
wziąć w garść i wypełnić ostatnią misję jaką ci powierzyli przed śmiercią! Nie
masz pojęcia jacy byliby zawiedzeni gdyby dowiedzieli się co
wyprawiasz.
Każde słowo było jak wbijanie ostrza
noża głęboko w serce.
Zacisnął pięści.
- Ostatni raz radzę ci się wziąć w garść
zanim będzie za późno. Nie rób tego dla mnie, Harry. Zrób to dla swoich
rodziców, którzy byli w stanie oddać za ciebie życie.
Po krótkiej chwili Oliver wyszedł,
pozostawiając lokowanego chłopaka ze straszliwym mętlikiem w głowie.
On ma rację. Jack i Anne by tego
chcieli. Zrobię to dla nich.
~*~
- Bethany! – krzyknęłam, przygarniając
moją przyjaciółkę w objęcia. – O matulu, żyjesz!
Brunetka tylko przewróciła oczami, a
następnie zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Otóż znajdowałyśmy się w jednej z
naszych ulubionych kawiarni.
Byłam nieco obolała przez spanie całą
noc na podłodze, ale poza tym bardzo się cieszyłam, że Beth była ze mną. Chciałam
się dowiedzieć jakichkolwiek szczegółów, ale bałam się poruszyć ten temat.
Nasze zamówienie przyszło wyjątkowo
szybko. Zapach kawy sprawił, że do ust napłynęła mi ślinka.
- Wyobrażasz sobie, że rodzice zabierają
mnie jutro po pracy na zakupy?! Zniżki i tak dalej! – powiedziała brunetka,
oblizując łyżkę pokrytą pianką z kawy. – Może w końcu uda mi się kupić nowe
buty!
Chciałam jakoś pokazać, że cieszę się z
nią, ale nie potrafiłam. Udawany entuzjazm wyparował i nie chciał się pokazać
choć na chwilkę.
Pokiwałam więc tylko głową, przyklejając
na usta sztuczny uśmiech.
Co się działo? Coś się zdecydowanie
zmieniło. Nie miałam pojęcia czy to moja wina czy po prostu moja paranoja. Nie
miałam ochoty ani praw obwiniać Beth. Ona niczym nie zawiniła. Była moją
najlepszą przyjaciółką jednak coś się zmieniło. Dziwna atmosfera, która się nad
nami unosiła była dziwnie namacalna.
Upiłam łyk gorącego napoju, parząc sobie
język.
I wtedy go ujrzałam. Szedł przez ulicę,
zgarbiony ze wzrokiem wbitym w chodnik. Z początku wydawało mi się, że tylko go
z kimś pomyliłam. Ale to naprawdę on.
- Van? – mruknęła moja przyjaciółka.
Zamrugałam wielokrotnie powiekami,
przenosząc wzrok na nią.
- Wrócił. – wychrypiałam. Dopiero teraz
zorientowałam się, że moje ciało zaczęło drzeć.
Pospiesznie wstałam i niczym się nie
przejmując, wybiegłam na zewnątrz.
Nagle przystanął, jakby wiedział, że tu
jestem.
Jego wzrok spotkał się z moim.
Czarne niczym węgiel oczy sprawiały, że
powoli traciłam panowanie nad własnymi nogami.
Dzielił nas metr.
- Wróciłeś – wyszeptałam, łamiącym się
głosem.
W oczach stanęły mi łzy.
Minęło ponad sześć miesięcy. A on się
tak po prostu zjawia. Jak gdyby nigdy nic.
Dlaczego? Co się zmieniło? Czego nie
zrozumiał z tego jak mu powiedziałam: Nigdy więcej się tu nie pojawiaj?
- Tak. – odparł swoim głosem, który
również trochę drżał. Był cichy i zachrypnięty jakby nie mówił przez naprawdę
długi czas. – Do Ciebie.
- Nie. – opadłam na chodnik, chowając
twarz w dłoniach. Nim się zorientowałam łzy zaczęły płynąć strumieniem po moich
policzkach, a ciałem wstrząsnęły coraz to mocniejsze dreszcze. – To sen.
- Vanesso, jestem tu. – pogłaskał mnie
po głowie jak zatroskany ojciec. – I już nigdy nie wyjadę.
- Nie możesz tu zostać. Ktoś może Cię
zobaczyć! – pisnęłam i złapawszy go za rękaw, pociągnęłam za wielki kosz.
Właśnie dotarło do mnie co może się zdarzyć jeżeli ktoś – ktokolwiek – go
zobaczy.
Ujął moją twarz w swoje dłonie,
ścierając mi łzy.
- Mam to gdzieś. Niech mnie
zobaczą. Nie liczę się z tym.
- Ale ja się z tym liczę. – odparłam,
odpychając jego dłonie. Oparłam się kosz i wzięłam potężny wdech. – Dlatego
albo stąd wyjedziesz albo idź się schować.
- Pod warunkiem, że będziesz ze mną.
- Daruj sobie. – niemal warknęłam. – Idź
się ukryj.
I nie czekając na jego odpowiedź,
wyminęłam go i ruszyłam.
- Och! – krzyknęłam, niemal wpadając na…
Harry’ego.
Ogarnął mnie lęk.
Czy coś słyszał? Coś widział?
- Cześć. – mruknął.
- Hej. – odparłam, starając się nadać
swojemu głosowi obojętny ton. – Dzięki za pomoc… i odprowadzenie mnie do domu.
Machnął lekceważąco ręką.
- To nic.
Lekko się uśmiechnęłam.
- Wybacz – rzucił i wyminął mnie. –
Muszę iść.
Stałam jak słup soli, nie mogąc się z
tym pogodzić. Pogodzić z tym co właśnie widziałam.
W oczach Harry’ego… Było coś… Co
sprawiło, że…
Czułam się jakby wiedział wszystko.
Dosłownie wszystko.
I był zawiedziony.
A ja nie wiadomo dlaczego czułam się z
tym uczuciem wyjątkowo potwornie.
jeeeezuuu. GENIALNE*.* tylko jakies takie krotkie jak na cb:) nie moge sie doczekac, jak wyjasnisz ta sprawe z harry'm :D pisz dalej i BLAGAM wstawiaj szybciej!! :) xxX
OdpowiedzUsuńCzemu tak krótko?! No i tak późno... Ja już tu z tęsknoty za twoim opowiadaniem umierałam, ale na całe szczęście dodałaś ten rozdział. Ten cudowny rozdział! :D Prawie nic z niego nie zrozumiałam, ale właśnie to lubię! To że jesteś taka tajemnicza, że nigdy nic nie wyjaśniasz do końca i to sprawia, że nie można się doczekać kolejnego rozdziału! Więc dodaj go szybciutko! :**
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Nialler <3
Osoba Harry'ego robi sie coraz ciekawsze. Po głowie chodzą mi ciągle słowa o "ludzkich uczuciach". Po prostu to nie daje mi spokoju! To znaczy, że on nie był człowiekiem?
OdpowiedzUsuńA jeszcze ta tajemnicze postać, która pojawiła się pod koniec rozdziału... Kto to jest? Dlaczego nie mogą go zobaczyć?
Z rozdziału na rozdział historia robi się coraz ciekawsza :) Już nie mogę się doczekać, kiedy poznam odpowiedzi na te pytania.
Buziole i weny życzę :**
http://from-hatred-to-love.blogspot.com/