niedziela, lutego 17, 2013

3




Od autorki: Witam! 00:41. Mój ostatni dzień ferii, a ja katuję się ‘’Kiss Me’’ niezawodnego Ed’a i piszę dla was. Zapewne wkleję ten rozdział o wiele później i moja wiadomość będzie zwykłym, wyblakłym wspomnieniem z tych cudownych chwil… Ale koniec marudzenia! Przed wami już trójeczka! Jednak najpierw jak zwykle pragnę wam podziękować! Kiedy czytam o tym jak bardzo wam się to podoba, jak cudownie potraficie mi słodzić – ach, mam ochotę was wyściskać wszystkich! KOCHAM. WAS. I nigdy nie przestanę. Jeszcze raz dziękuję, kochani. A teraz łapcie trójkę i komentujcie! :-)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Może jednak chcesz jeszcze herbaty z cytryną? – zapytała moja mama Katie, a w jej głosie można było wyczuć troskę. Zebrała trzy opróżnione niedawno kubki na tacę, i posłała mi badawcze spojrzenie.
Przewróciłam się na drugi bok, a z mojego gardła wydobyło się westchnienie. Okryta kocem, nieco obolała i solidnie opita (wypiłam, kurczę, trzy kubki gorącej herbaty z cytryną!).
- Nie, dziękuję, mamo. Wszystko jest okej. – wymruczałam w poduszkę, tak naprawdę nie mając siły podnieść głowy by mama bardziej zrozumiała moje bełkotanie.
- OKEJ?! – ups, chyba nie to miałam powiedzieć. Trafiłam w tak zwany czuły punkt… No, ale z drugiej strony…
Zacisnęłam powieki, nie chcąc o tym rozmyślać. Chciałam poprosić mamę by nie mówiła o tym zdarzeniu, bo… nie chciałam tego słuchać. Nie miałam ochoty powracać do tego co stało się dzisiejszego dnia…
- Potrzebuję snu. – szepnęłam łamiącym się głosem, otwierając powieki i przenosząc nieco załzawiony wzrok na mamę. – Mamo, potrzebuję snu.
- Jasne, kotku. – odparła, uśmiechając się lekko. Jej złość wyparowała równie szybko jak się pojawiła.
 Pogłaskała mnie po głowie, a ja przez tą jedną, cudowną chwilę poczułam się znowu jak mała dziewczynka. Bez problemów. Tętniąca szczęściem.
Te czasy odeszły.
Na zawsze.
- Śpij dobrze. Kocham Cię.
- Też Cię kocham. – odpowiedziałam, a mama zgasiwszy światło, wyszła.
Pokój ogarnął mrok, a ja ponownie westchnęłam.
Koniecznie musiałam czymś zająć myśli, by nie zwariować. Wyplątawszy się z koca, podeszłam do okna.
Nie mogłam zasnąć więc postanowiłam oglądać rozgwieżdżone niebo.
Przytuliwszy do piersi poduszkę, przekręciłam gałkę.
Rześkie powietrze owinęło się wokół mnie, wpadając do pokoju. Włosy rozwiały mi się na wszystkie strony.
Czekała mnie długa noc…
~*~
Telefon, którym cisnął przed siebie, roztrzaskał się na drobne kawałeczki.
Czuł ogarniającą go zewsząd złość. Chęć niszczenia wszystkiego co popadnie.
Schował twarz w dłoniach, dysząc ciężko. Jego ciało drżało z nadmiaru emocji. Wciąż trudno było mu się z tym oswoić. Ludzkie uczucia. Dlaczego te istoty tak łatwo dają się ponieść chwilom? Robią głupoty, a potem tego żałują. Nie ryzykują, bo się boją. Strach przed wszystkim co ich otacza. Nie chciał być jednym z nich. Nie chciał tego przeżywać, ale… nie miał wyjścia.
Sięgnął po szklankę z wodą i upił spory łyk, odczuwając niejaką ulgę. Jego spragnione gardło tego pragnęło.
- Witam.
Odwrócił się raptownie, całe szczęście utrzymując szklankę w dłoniach. Dzięki Bogu, nie rozbił jej choć Oliver wyjątkowo go przestraszył.
- Nie nauczyli cię pukać? – burknął chłopak, wstając. Odgarnął sobie z twarzy loki, rzucając w stronę mężczyzny spojrzenie pełne jadu.
Cieszę wypełnił oschły śmiech przez co zielonooki dostał gęsiej skórki.
- A ciebie nie nauczyli nie rozwalić telefonów? – zapytał po chwili, kiedy już opanował śmiech. – Dzwoniłem, pisałem, ale odpowiedzi nie otrzymałem.
Harry odstawił szklankę i prychnął.
- Teraz jesteś poetą?
- To poważna sprawa, Harry. Nie możesz mnie unikać. Weź się w garść.
Łatwo mówić. Weź się w garść. On nie miał pojęcia co dzisiaj uczyniłem. Przez co musiałem przechodzić.
- Dalej nie rozumiem czemu powierzyli Ci to zadanie. Kompletnie nie dorosłeś, żeby wykonywać taką pracę jaką wykonywali twoi zmarli rodzice.
Zagryzł wargę, starając się patrzeć na swoje dłonie. Na myśl o rodzicach znów ogarnął go niewyobrażalnie wielki smutek. Nie mógł się z tym pogodzić. Było mu cholernie ciężko i nikt nie potrafił tego zrozumieć. Nikt.
- Też tego nie wiem. – wyszeptał, opanowując głos.
- Co teraz z tobą mam zrobić? – warknął mężczyzna, nieco ostrym tonem. – Kompletnie wszystko psujesz. Zachowujesz się jakbyś miał ochotę tylko winić siebie za śmierć rodziców! Jakbyś nie mógł się wziąć w garść i wypełnić ostatnią misję jaką ci powierzyli przed śmiercią! Nie masz pojęcia jacy byliby zawiedzeni gdyby dowiedzieli się co wyprawiasz.
Każde słowo było jak wbijanie ostrza noża głęboko w serce.
Zacisnął pięści.
- Ostatni raz radzę ci się wziąć w garść zanim będzie za późno. Nie rób tego dla mnie, Harry. Zrób to dla swoich rodziców, którzy byli w stanie oddać za ciebie życie.
Po krótkiej chwili Oliver wyszedł, pozostawiając lokowanego chłopaka ze straszliwym mętlikiem w głowie.
On ma rację. Jack i Anne by tego chcieli. Zrobię to dla nich.
~*~
- Bethany! – krzyknęłam, przygarniając moją przyjaciółkę w objęcia. – O matulu, żyjesz!
Brunetka tylko przewróciła oczami, a następnie zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Otóż znajdowałyśmy się w jednej z naszych ulubionych kawiarni.
Byłam nieco obolała przez spanie całą noc na podłodze, ale poza tym bardzo się cieszyłam, że Beth była ze mną. Chciałam się dowiedzieć jakichkolwiek szczegółów, ale bałam się poruszyć ten temat.
Nasze zamówienie przyszło wyjątkowo szybko. Zapach kawy sprawił, że do ust napłynęła mi ślinka.
- Wyobrażasz sobie, że rodzice zabierają mnie jutro po pracy na zakupy?! Zniżki i tak dalej! – powiedziała brunetka, oblizując łyżkę pokrytą pianką z kawy. – Może w końcu uda mi się kupić nowe buty!
Chciałam jakoś pokazać, że cieszę się z nią, ale nie potrafiłam. Udawany entuzjazm wyparował i nie chciał się pokazać choć na chwilkę.
Pokiwałam więc tylko głową, przyklejając na usta sztuczny uśmiech.
Co się działo? Coś się zdecydowanie zmieniło. Nie miałam pojęcia czy to moja wina czy po prostu moja paranoja. Nie miałam ochoty ani praw obwiniać Beth. Ona niczym nie zawiniła. Była moją najlepszą przyjaciółką jednak coś się zmieniło. Dziwna atmosfera, która się nad nami unosiła była dziwnie namacalna.
Upiłam łyk gorącego napoju, parząc sobie język.
I wtedy go ujrzałam. Szedł przez ulicę, zgarbiony ze wzrokiem wbitym w chodnik. Z początku wydawało mi się, że tylko go z kimś pomyliłam. Ale to naprawdę on.
- Van? – mruknęła moja przyjaciółka.
Zamrugałam wielokrotnie powiekami, przenosząc wzrok na nią.
- Wrócił. – wychrypiałam. Dopiero teraz zorientowałam się, że moje ciało zaczęło drzeć.
Pospiesznie wstałam i niczym się nie przejmując, wybiegłam na zewnątrz.
Nagle przystanął, jakby wiedział, że tu jestem.
Jego wzrok spotkał się z moim.
Czarne niczym węgiel oczy sprawiały, że powoli traciłam panowanie nad własnymi nogami.
Dzielił nas metr.
- Wróciłeś – wyszeptałam, łamiącym się głosem.
W oczach stanęły mi łzy.
Minęło ponad sześć miesięcy. A on się tak po prostu zjawia. Jak gdyby nigdy nic.
Dlaczego? Co się zmieniło? Czego nie zrozumiał z tego jak mu powiedziałam: Nigdy więcej się tu nie pojawiaj?
- Tak. – odparł swoim głosem, który również trochę drżał. Był cichy i zachrypnięty jakby nie mówił przez naprawdę długi czas. – Do Ciebie.
- Nie. – opadłam na chodnik, chowając twarz w dłoniach. Nim się zorientowałam łzy zaczęły płynąć strumieniem po moich policzkach, a ciałem wstrząsnęły coraz to mocniejsze dreszcze. – To sen.
- Vanesso, jestem tu. – pogłaskał mnie po głowie jak zatroskany ojciec. – I już nigdy nie wyjadę.
- Nie możesz tu zostać. Ktoś może Cię zobaczyć! – pisnęłam i złapawszy go za rękaw, pociągnęłam za wielki kosz. Właśnie dotarło do mnie co może się zdarzyć jeżeli ktoś – ktokolwiek – go zobaczy.
Ujął moją twarz w swoje dłonie, ścierając mi łzy.
- Mam to gdzieś. Niech  mnie zobaczą. Nie liczę się z tym.
- Ale ja się z tym liczę. – odparłam, odpychając jego dłonie. Oparłam się kosz i wzięłam potężny wdech. – Dlatego albo stąd wyjedziesz albo idź się schować.
- Pod warunkiem, że będziesz ze mną.
- Daruj sobie. – niemal warknęłam. – Idź się ukryj.
I nie czekając na jego odpowiedź, wyminęłam go i ruszyłam.
- Och! – krzyknęłam, niemal wpadając na… Harry’ego.
Ogarnął mnie lęk.
Czy coś słyszał? Coś widział?
- Cześć. – mruknął.
- Hej. – odparłam, starając się nadać swojemu głosowi obojętny ton. – Dzięki za pomoc… i odprowadzenie mnie do domu.
Machnął lekceważąco ręką.
- To nic.
Lekko się uśmiechnęłam.
- Wybacz – rzucił i wyminął mnie. – Muszę iść.
Stałam jak słup soli, nie mogąc się z tym pogodzić. Pogodzić z tym co właśnie widziałam.
W oczach Harry’ego… Było coś… Co sprawiło, że…
Czułam się jakby wiedział wszystko.
Dosłownie wszystko.
I był zawiedziony.
A ja nie wiadomo dlaczego czułam się z tym uczuciem wyjątkowo potwornie.

3 komentarze:

  1. jeeeezuuu. GENIALNE*.* tylko jakies takie krotkie jak na cb:) nie moge sie doczekac, jak wyjasnisz ta sprawe z harry'm :D pisz dalej i BLAGAM wstawiaj szybciej!! :) xxX

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu tak krótko?! No i tak późno... Ja już tu z tęsknoty za twoim opowiadaniem umierałam, ale na całe szczęście dodałaś ten rozdział. Ten cudowny rozdział! :D Prawie nic z niego nie zrozumiałam, ale właśnie to lubię! To że jesteś taka tajemnicza, że nigdy nic nie wyjaśniasz do końca i to sprawia, że nie można się doczekać kolejnego rozdziału! Więc dodaj go szybciutko! :**

    Pozdrawiam, Nialler <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Osoba Harry'ego robi sie coraz ciekawsze. Po głowie chodzą mi ciągle słowa o "ludzkich uczuciach". Po prostu to nie daje mi spokoju! To znaczy, że on nie był człowiekiem?
    A jeszcze ta tajemnicze postać, która pojawiła się pod koniec rozdziału... Kto to jest? Dlaczego nie mogą go zobaczyć?
    Z rozdziału na rozdział historia robi się coraz ciekawsza :) Już nie mogę się doczekać, kiedy poznam odpowiedzi na te pytania.

    Buziole i weny życzę :**
    http://from-hatred-to-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń