piątek, lutego 22, 2013

4

Od autorki: I mamy już czwóreczkę. Liczę na komentarze! Potrzebuję dużo opinii, bo są dla mnie motywacją. Mam nadzieję, że 5 będzie o wiele dłuższa. Pozdrawiam i dziękuję za wszystko. 
Vicky. xxx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Są dni podczas których chcemy wszystko zaplanować. Każdy nawet najdrobniejszy szczególik. Czasami też pragniemy uciec od przeszłości. Zatuszować ją. Zapomnieć o niej.
Ale niektórych rzeczy nie da się zaplanować ot tak. Niektórych wspomnień nie da się wymazać ot tak.
Od wczoraj miałam potężny mętlik w głowie. Pragnęłam by wszystko wróciło do normy lecz tymczasem mój idealny domek z kart zrujnował się.
Co miałam zrobić? Jak postąpić?
I co najważniejsze: jak uniknąć najgorszego?
Zacisnęłam powieki, odpychając kołdrę na bok. Nieznośny ból głowy niemal rozwalał mi czaszkę. Nie przespałam pół nocy, a nadmiar myśli sprawił, że traciłam sił na cokolwiek.
Zastanawiałam się czy się schował. I miałam ogromną nadzieję, że nikt go nie zobaczył… Harry również.
Coś się nie zgadzało. Ten chłopak coś ewidentnie wiedział, a mnie przerażał fakt, że nie miałam pojęcia co. Te jego zielone oczy, w których malowało się… to coś co sprawiło, że niemal zadrżałam ze strachu.
Czy lokowany chłopak mógł o nim wiedzieć? Czy gdy się to stało… on był w mieście?
Sześć miesięcy. Minęło sześć miesięcy.
Jego powrót musiał zwiastować… najgorsze.
~*~
Dokładnie 6 miesięcy temu.
Bójki szkolne zawsze są atrakcją dla uczniów. Gdyby mogli najchętniej wzięliby krzesło i pudełko popcornu z zafascynowaniem oglądali toczącą się walkę.
Nikt nie próbowałby ingerować, wezwać pomoc, rozdzielić ich.
Ale bójki na imprezach gdzie tylko roi się od nastolatków… to zupełnie co innego. Będąc na imprezie u Bethany, postanowiłam sobie, że wypiję tylko jednego drinka i posłusznie wrócę do domu. Twardo się trzymałam tego planu… do czasu. Joshua miał się tu nie pojawić. Błagałam go żeby odpuścił, ale on miał inne zdanie. Uważał, że skoro dostał zaproszenie od mojej przyjaciółki, powinien przyjść. Doskonale zdawał sobie sprawę co z tego będzie, ale najwidoczniej nie robił sobie z tym żadnego problemu.
Joshua był w moim wieku, miał czarne jak węgiel oczy, wysoki, umięśniony, włosy brązowe i długie – zazwyczaj spięte w luźny kucyk. I nie, nie był moim chłopakiem. Był moim kuzynem. I wszystko w nim… nie było ludzkie.
- Cześć, Lola! – wrzasnął mój kuzyn, zanosząc się śmiechem. Koło niego szło z czterech dużych i umięśnionych gości, którzy mieli ponure miny jakby szli na pogrzeb, a nie na najbardziej wystrzałową imprezę w tym roku o której głośno od niemal dwóch miesięcy.
- Ile razy jeszcze ci powtórzę, żebyś mnie tak nie nazywał? – odwarknęłam zamiast powitania, wyrywając mu plastikowy kubek z dłoni. – Miało cię tu nie być.
- Stajesz się coraz bardziej upierdliwa. – wydął wargi, grzecznie wyciągając dłoń w moją stronę. – Oddaj mi mojego drinka.
- Wynoś się stąd zanim zrujnujesz imprezę mojej przyjaciółki.
- Lola. – upomniał mnie, a na jego wargi wtargnął się łobuzerski uśmiech. – Doskonale wiem, że ty znasz prawdę i trudno ci się z nią pogodzić, ale… - pochylił się tak, że jego usta zaczęły muskać moje ucho. – czas najwyższy zapomnieć i iść do przodu.
Wzdrygnęłam się, odsuwając. Nie miałam ochoty z nim dyskutować. Pragnęłam jedynie by stąd wyszedł.
Ale to nie miało być takie proste.
Podniosłam plastikowy kubeczek do ust i przechyliłam. Mocny drink, który Josh zapewne sam sobie przyrządził sprawił że wstrząsnął mną dreszcz. Skrzywiłam się, czując rozlewające się po moim ciele ciepło.
- W takim razie ja się stąd wynoszę. – odparłam, rzucając kubeczek w bok i wymijając mojego kuzyna i jego potulną gromadę.
Ruszyłam dziarskim krokiem przed siebie, przepychając się przed obcymi dla mnie twarzami.
Gdy w końcu weszłam w głąb lasu, wzięłam potężny wdech.
Lekkie zawroty głowy stawały się coraz bardziej odczuwalne.
Prawie upadłam na ziemię, raniąc sobie kolano, ale czyjeś dłonie zacisnęły się na mojej talii, chroniąc mnie przed upadkiem.
- Lola. – szepnął długowłosy, puszczając mnie. – Co ty wyrabiasz?
- Spadaj. – warknęłam, chowając niesforny kosmyk włosów za ucho. – Nie chcę cię znać. Ani widzieć.
- A to dlatego, że dowiedziałaś się kim jestem? – zapytał, a w jego tonie aż za bardzo wyczuwalny był smutek.
Nie przejmując się tym, tupnęłam nogą.
- TAK! TO DLATEGO KIM JESTEŚ! NIE CHCĘ CIĘ ZNAĆ! – krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, wyładowując całą swoją złość właśnie na nim. Moim kuzynie-potworze.
Tak, był potworem.
- Dlatego?
Wyciągnął w moją stronę dłonie, które po chwili pokryły się włosami, a pazury wydłużyły się nabierając ostrości.
Wstrzymując płacz, odsunęłam się jak najdalej potrafiłam, aż wpadłam na drzewo.
- Odejdź. – wyszeptałam bezradnie, odwracając wzrok.
Wiedziałam co zaraz nastąpi.
To nie miało się zdarzyć… NIGDY.
Jego oczy błysnęły mocnym błękitem, a potem pokryły się mocną czerwienią. Jego koście zaczęły strzelać jakby ktoś je dosłownie łamał.
Czułam łzy płynące po moim policzku. Trzęsłam się.
Bałam się.
- Nie wiesz kim naprawdę jestem – syknął, zadrapując sobie policzek. Chciałam krzyknąć, ale krzyk uwiązł mi w gardle.
Krew płynęła strumieniem, ale on nic sobie z tego nie zrobił.
Widział zbliżający się tłum. Zapewne ich nawet czuł. Słyszał ich serca bijące szybkim rytmem.
- Ale oni mogą się dowiedzieć – uśmiechnął się, wskazując pazurem gromadkę nastolatków, którzy byli coraz bliżej.
- Uciekajcie! – krzyknęłam spanikowana. Pragnęłam pobiec do nich, ale nogi miałam jak z waty. Strach spływał po mnie jak po bańce mydlanej.
Jednak oni nie przejęli się mną. Zafascynowani patrzyli na Josha, który przywoływał jednego z nastolatków – Matta.
Blondyn z początku wystraszony, odsunął się, ale potem jakby… Po prostu wybiegł wprost na długowłosego, popychając go na ziemię.
Zaczęli walczyć.
Bić się, szarpać.
Krzyczeli.
Tłum nastolatków przybliżył się, chłonąc to co się działo z niemal otwartą buzią.
Tylko ja cicho płakałam.
Wiedziałam co się stanie.
Raz.
Dwa.
Trzy.
Ogromny i przerażający krzyk Matta wypełnił dotąd cichy las. Jego ostatni krzyk.
Nieruchomo ciało blondyna opadło, sprawiając, że wszyscy jęknęli, odsuwając się.
Teraz każdy patrzył na potwora, który oblizywał wargi ze wciąż świeżą krwią.
Stracił kontrolę.
Już na zawsze.
~*~
Obecnie.
Harry od samego rana mnie ignorował. Nie odezwał się do mnie słowem. Chciałam nawiązać kontakt wzrokowy, ale wydawał się on dosłownie niedostępny.
Coś wiedział.
Byłam tego pewna.
Tylko nie miałam pojęcia dlaczego nie odzywa się do mnie. Nie próbuje wszystkiego wyjaśnić.
W dodatku Bethany postanowiła dać nam przerwę. Mam na myśli naszej przyjaźni. Wysłała mi rano smsa. Napisała:
Myślę, że to nie ma sensu. Obydwie potrzebujemy przerwę. Zapewne wiesz że coś ostatnio między nami nie tak dlatego dajmy spokój. Długa przerwa. Pozdrawiam, Beth.
Z początku myślałam, że to żart, ale po chwili dotarło do mnie, że to dzieje się naprawdę.
Więc? Zostałam samotna?
Cicho westchnęłam, opierając się o blat. Teraz powinnam mieć przerwę, ale skoro lokowany gdzieś przepadł, a moja przyjaciółka nie pojawiła się w pracy… Musiałam tu zostać.
Porwałam jedną babeczkę i zaczęłam się nią zajadać, ale miałam wrażenie, że przeżuwam piasek.
Znowu jest do dupy.
Ogarnął mnie jeszcze większy smutek. Zachciało mi się płakać.
Uciec.
Lecz nie mogłam.
Podniosłam się raptownie gdy usłyszałam dzwoneczek, ogłaszający że nadszedł nowy klient.
- Cześć, Lola.
Zamarłam, wpatrując się w zakapturzonego chłopaka. Jego czarne jak węgiel oczy iskrzyły się, wpatrzone w moją postać.
- Niezły fartuszek.
- Wyjdź zanim stracę cierpliwość. – poprosiłam, jak najbardziej opanowanym tonem. Tym razem nie miałam zamiaru mu pokazać, że się go boję. Że tracę nad sobą panowanie gdy widzę go i wiem, że to prawdziwy potwór.
Zaśmiał się chłodno wyciągając dłoń po babeczkę, którą ugryzłam raptem dwa razy.
- Już dawno ją straciłaś – zauważył obojętnym tonem, przeżuwając lukrowaną babeczkę. – Poza tym mam prawo przyjść kupić sobie chleb.
- Ktoś może cię zobaczyć. – szepnęłam, wciąż powtarzając sobie: Panuj nad sobą. Panuj nad sobą. Panuj nad sobą.- Dobrze zdajesz sobie sprawę jakie to niesie za sobą skutki. Nie tylko dla samego siebie, ale i dla mnie.
Przełknęłam ślinę.
Ogarnęła mnie panika gdy powiedziałam to na głos.
Gdyby ktokolwiek kto pamiętał o zdarzeniu sprzed sześciu miesięcy zobaczył Josh’a, i ja byłabym w tarapatach. A tego nie chciałam. Naprawdę.
- Idź.
- Lola. – mruknął, cmokając. – Nigdy nie chcesz się bawić.
- Idź. – powtórzyłam tym razem ostrzej.
Zapadło milczenie podczas którego czarne oczy świdrowały każdy mój nawet najdrobniejszy ruch.
Właśnie wtedy zdarzyło się coś czego się nie spodziewałam. Długowłosy raptownie się wyprostował, wciągając powietrze do płuc. Jego wzrok przeniósł się na drzwi do zaplecza gdzie znikąd pojawił się Harry.
Jego postawa niemal głosiła: Nie zbliżaj się, inaczej rozszarpię. Widać było, że zaciska szczęki, a jego zielone tęczówki niemal przybrały ciemniejszą barwę. Chłodno wpatrywał się w Josh’a, nic nie mówiąc. Milczał jak zaklęty.
Co jeżeli zaczną się zaraz bić?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję oddech.
- Powiedziała, że masz wyjść. – powiedział lokowany.
Jego zachrypnięty głos sprawił, że dostałam gęsiej skórki.
Długowłosy chwilę stał – wciąż na baczności – a potem, nic nie odpowiadając, odwrócił się i wyszedł.
Byłam kompletnie zbita z tropu.
To nie był mój kuzyn. Nigdy by tak nie postąpił. Prędzej próbowałby rozszarpać lokowanego niż po prostu go wysłuchać.
Zagryzłam wargę, przenosząc zdumiony wzrok na chłopaka.
- Wracaj do domu. – rzucił kolejne polecenie.
- Pracuję do piętnastej. – odpowiedziałam, za wszelką cenę starając się nadać mojemu głosowi swobodny, nie drżący głos.
Zaśmiał się.
- Wynoś się stąd, Van.
I odwróciwszy się napięcie, wrócił na zaplecze.
~*~

Najgorsze co może być to spędzać samotne wieczory. Gdy wszystkie myśli kołaczą ci w głowie, a ty nie masz nawet komu się wygadać.
Samotność.
To coś czego bałam się od małego.
I nagle mnie dopadła. Złapała w swoje szpony.
Straciłam wszystko.
Opatulając się kołdrą, oparłam się o kaloryfer i zaczęłam przeglądać album ze zdjęciami. To coś co zawsze wprawiało mnie w choć ciut lepsze samopoczucie.
Otarłam słone łzy płynące mi po policzkach.
Dlaczego mnie stamtąd wygonił? Dlaczego tak się zachowywał? Dlaczego mnie tak traktował?
I znowu… Tyle pytań. Zero odpowiedzi.
- Córeczko?
Raptownie podniosłam głowę, spoglądając na drzwi.
W progu stała mama z troską wymalowaną na twarzy.
- Wszystko w porządku? – zapytała cicho.
Pokręciłam przecząco głową, hamując kolejny wybuch płaczu.
Mama Kate weszła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Usiadła obok mnie i przygarnęła mnie w objęcia.
Wtuliłam się w nią jak w ulubionego misia, tym razem już nie hamując płaczu. Pozwoliłam łzom płynąć i moczyć mamy koszulę.
- Cokolwiek się stało dobrze wiesz, że będzie dobrze. – mówiła, głaszcząc mnie po włosach. – Wiem, że masz w sobie mnóstwo siły.
- Mamo. – wyjęczałam. – Nie radzę sobie.
Cmoknęła.
- Nie kłam! I nie wmawiaj sobie że nie dasz rady. Córeczko, dasz sobie radę. Zawsze sobie dawałaś. Tym razem też.
Podniosłam na nią wzrok, posyłając ciut grymasowaty uśmiech.
- Dziękuję.
Pocałowała mnie w policzek i starła łzy.
- Weź głęboki wdech i przestań płakać. Szkoda na to życia.
Ponieważ wciąż nie byłam w dobrym stanie, kiwnęłam tylko głową i odprowadziłam wzrokiem mamę do drzwi.
Usiadłam na parapecie i wyjrzałam przez okno. 
Na atramentowe niebo pełne gwiazd. Księżyc.
I wtedy go zobaczyłam.
Harry.
Stał przed moim oknem, a nasze spojrzenia właśnie się spotkały.
Przywołał mnie ręką.
Iść? Czy zostać?
Co powinnam zrobić? 

7 komentarzy:

  1. Więc tak ty na mnie nie nakrzyczysz, ale ja na siebie nakrzyczę. Jak ja mogłam nie czytać tego bloga od początku. Przeczytałam cały twój pierwszy zaczęłam czytać te dwa, które teraz usunęłaś bo nie miałaś pomysły jak dalej ciągnąć te historie. A ty tu piszesz ładnie dodajesz regularnie rozdziały a ja nie czytam !? Ale nie bój się już nadrobiłam wszystkie rozdziały i mogę szczerze powiedzieć, że twój styl pisania nigdy mi się nie znudzi. Jest taki ciekawy, fascynujący, lekki i tajemniczy zarazem. Mówiłam, ze lubię takie tajemnice ? Jak nie to już mówię ; D Zrobiłaś w mojej głowie jedno wielkie tornado nie wiem co myśleć, bo jak zawsze czymś nam zaskoczysz. Już nie mogę doczekać się następnego przez ciebie nie będę mogła usnąć bo będę myślała co dalej ;3
    Postać Harrego zaskakuje mnie z rozdziału na rozdział. Nigdy nie wiadomo co w danym momencie zrobi. Nie wiem czy dobrze mi się zdaje, ale myślę, że Josh ma coś wspólnego z "zadaniem" Harrego. albo Harry wie o Joshu. I jeszcze te ludzkie uczucia jak to nazwał Harry w poprzednim rozdziale nie dają mi spokoju ^^
    Czemu Beth chce sobie zrobić przerwę z ich przyjaźnią ? Co mi podpowiada, że to sprawka Felicji, ale to tylko takie moje domysły.
    Już mogę ci obwieścić, że tak łatwo mnie się nie pozbędziesz.
    Czekam na nn i życzę dużo weny ;**

    W wolnej chwili zapraszam na nowy rozdział na : dream-it-is-my-life.blogspot.com - przepraszam za spam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię, kocham Cię i naprawdę się cieszę, że tu ze mną jesteś :)

      Usuń
  2. Uwielbiam czytać twojego bolga. Omg ! Jestem w szoku że jest tak mało komentarzy. Przyznam że nie czytałam jeszcze tak dobrego imagina. Jest tu wszystko czego szukałam. Mam nadzieje że szybko dodasz nowy rozdział ♥
    To jest po prostu rewelacyjne *__*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Nowy rozdział niedługo :)
      Buźki!

      Usuń
  3. NOWY ROZDZIAŁ NA http://sztuka-krzyku.blogspot.com/! ZAPRASZAM SERDECZNIE! ♥ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. na http://live-truth-love.blogspot.com/, pojawił się nowy rozdział. mam nadzieję, że wyrazisz o nim swoją opinię. jeśli jeszcze nie czytasz naszego bloga, to przejrzyj go. jeżeli ci się spodoba, zaobserwuj nas x - effy

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej nominowałyśmy cię do " The Versatile Blogger " więcej szczegółów u nas na blogu http://loveissomethingmorethanfriendship.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń